Małgorzata Głuchowska
[…]
Zielona Góra
Donald Tusk
Premier RP
Al. Ujazdowskie 1/3
00-583 Warszawa
Zielona Góra, 14 listopada 2012
Szanowny Panie Premierze,
Piszę do Pana ponownie. Czynię to w imieniu nie tylko swoim, ale także w imieniu tych wszystkich, którzy zostali już zlikwidowani metodami, jakie zastosowano wobec mojej osoby.
Zarówno kontekst sprawy, jak i postępowanie osób na stanowiskach różnego szczebla wskazują, że jestem represjonowana z powodów politycznych. Jestem potomkiem prawdziwych polskich elit, wnuczką przedwojennej nauczycielki i absolwenta konserwatorium wileńskiego, który był więźniem Kozielska, a po wojnie więźniem UB.
Seria prowokacji rozpoczęła się we wrześniu 2011 atakiem mojej bezpośredniej podwładnej – nauczycielki fortepianu, protegowanej wizytator CEA regionu lubuskiego i była kontynuowana przez przedstawicieli znacznie wyższych szczebli hierarchii państwowej.
Zaatakowano mnie równocześnie jako kierownika sekcji pianistycznej i Przewodniczącą Rady Rodziców.
Udowodniłam, że dyrektor szkoły opłaciła ubezpieczenie budynków i mienia szkoły z pieniędzy rady bez wiedzy rodziców i zgody członków rady. W cywilizowanym kraju koszty ubezpieczenia ponosi właściciel, a właścicielem szkoły jest MKiDN. To samo ministerstwo postanowiło więc sprawę zatuszować. Przy okazji postanowiło zatuszować znęcanie się nad człowiekiem w instytucji artystycznej dla której jest organem prowadzącym.
Sprawa ubezpieczenia była wierzchołkiem góry lodowej. Przy okazji zaczęły wypływać nieprawdopodobne zaniedbania dyrektora szkoły dotyczące zarządzania placówką.
Postanowiono więc mnie skutecznie uciszyć, zastraszając mnie, kontynuując maltretowanie. Dla zatarcia śladów procesu systematycznej likwidacji mojej osoby próbowano stworzyć wrażenie, że chodzi o konflikt personalny najpierw z moją podwładną, a potem z dyrektorem szkoły.
Na zlecenie wizytator CEA regionu lubuskiego Krystyny Karcz zaczęła powstawać dokumentacja dwojakiego rodzaju – dokumenty niezbędne do upozorowania zgodnego z prawem funkcjonowania szkoły, które powinny istnieć i być w użyciu od co najmniej kilku lat. Dokumentację antydatowano. Dzieło pani wizytator kontynuowali kolejni przedstawiciele CEA. Jednocześnie fałszowano dokumentację bieżącą: protokoły ze spotkań, zebrań i posiedzeń rady pedagogicznej. Fabrykowano oszczercze pisma dotyczące mojej osoby.
Ta sfałszowana dokumentacja stała się podstawą do sformułowania pism z dwóch tzw. ministerialnych kontroli przeprowadzonych przez wizytatorów CEA, które dowodziły, że wszystkie moje zarzuty są bezzasadne, sugerując jednocześnie konflikt personalny z dyrektorem szkoły.
W przypadku, gdy nie dało się spreparować dokumentacji, przedstawiciel MKiDN prof. Wiktor Jędrzejec udawał, że nie zrozumiał moich zarzutów. Dotyczy to np. nadania przez dyrektor szkoły tytułu magistra osobie nieposiadającej odpowiedniego wykształcenia i upoważniania tym samym do wykonywania czynności, do których wspomniana osoba nie miała uprawnień. Nieprecyzyjnie sformułowane ministerialne rozporządzenia interpretowane były w sposób zupełnie skrajny. Ministerstwo uznało, że nie widzi problemu we wprowadzanie do użytku programów nauczania w środku roku szkolnego, przed przesłuchaniami półrocznymi, niezgodnie z art. 22a ustawy o systemie oświaty. Niepodpisane i niedatowane dokumenty szkolne uznawane były za obowiązujące. Kiedy opisywałam kolejne przykłady znęcania się nade mną z okresu styczeń – marzec 2012 profesor Wiktor Jędrzejec powtarzał jak mantrę, że kontrola przeprowadzona w grudniu 2011 nie wykazała, abym była niszczona.
Będąc u kresu wytrzymałości, zgłosiłam się do zielonogórskiej prokuratury. Dwukrotnie składałam zeznania, przedstawiając fakty poparte materiałem dowodowym. Pierwsze przesłuchanie przebiegało spokojnie, ale już wtedy pojawiły się niepokojące sygnały. Mianowicie prokurator próbował nakłonić mnie do zmiany moich zeznań. Przesłuchanie w obecności drugiego prokuratora, który ostatecznie przejął sprawę, było dla mnie kolejnym traumatycznym przeżyciem, które miało prawdopodobnie spowodować, żeby ostatecznie odechciało mi się kontaktów z prokuraturą. Prokurator był arogancki i napastliwy. Nieustannie przerywał moje wypowiedzi, przeszkadzając w spokojnym, racjonalnym i jasnym formułowaniu zdań. Czułam się, jakbym to ja była przestępcą, a nie osobą zawiadamiającą o przestępstwie. Ostatecznie prokurator Paweł Sawicki prowadzący śledztwo sfałszował moje zeznania. „Badał” sprawę pod zarzutem, którego w moich zeznaniach nie było. Całkowicie pominął sprawę znęcania się nade mną w miejscu pracy. W lutym 2012 sprawę umorzył.
Kiedy 6 marca 2012 całą obszerną dokumentację złożyłam osobiście w MKiDN w Warszawie, zostałam natychmiast zwolniona z funkcji kierownika sekcji pianistycznej. Do dnia dzisiejszego nie przedstawiono mi powodów zwolnienia, co w sposób oczywisty łamie ustawę o systemie oświaty.
Korzystałam z porad ośmiu biur prawnych. Wszyscy prawnicy rozkładali bezradnie ręce – z władzą nie wygram, natomiast prawdopodobnym jest, że zostanę zwolniona z pracy.
We wrześniu i październiku 2012 przesłałam ministrowi Zdrojewskiemu kolejne dowody kłamstw i matactw ludzi uwikłanych w tę nadzwyczajną sprawę. Dotyczyły one również dyrektora Departamentu Szkolnictwa Artystycznego i Edukacji Kulturalnej MKiDN prof. Wiktora Jędrzejca.
Moja korespondencja przesłana do rąk własnych ministra została odesłana.
Załączam dwa moje ostatnie pisma do ministerstwa z 7 września i 5 października 2012.
Odpowiedział na nie prof. Wiktor Jędrzejec pismem datowanym na 8 października 2012, wysłanym z Warszawy 17 października 2012 w sposób następujący:
Bezprzedmiotowe jest ponowne wyjaśnianie poruszonych przez Panią kwestii wyszczególnionych w załącznikach nr 1, 2, 3, do pisma z dnia 7 września 2012 r. , na które zostały Pani udzielone wyczerpujące odpowiedzi w pismach wymienionych wyżej w punkcie 4. Odpowiedzi te zostały oparte na ustaleniach zawartych w dwóch postępowaniach wyjaśniających, przeprowadzonych przez wizytatorów Centrum Edukacji Artystycznej w dniach 19-20 grudnia 2011 r. oraz w dniach 3-4 kwietnia 2012 r. W tej sytuacji w oparciu o art. 239 par. 1 kpa Departament Szkolnictwa Artystycznego i Edukacji Kulturalnej podtrzymuje odpowiedzi wyrażone w poprzednich pismach kierowanych do Pani (pismo z 8 października 2012 DEK/3917/12).
Na karcie zwrotnej pocztowego poświadczenia odbioru nie było nadawcy tego kolejnego ministerialnego pisma. Strona ta pozostała pusta. Piszę o tym, bo nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności podczas blisko rocznej korespondencji w tej sprawie już kilkakrotnie wystąpiły nieprawidłowości w dostarczaniu pism kierowanych do mnie. Jedno z pism wysłane do mnie od wizytatora regionu lubuskiego w grudniu 2011 r. potrzebowało aż 9 dni, aby dotrzeć z Zielonej Góry do Zielonej Góry.
Fałszowanie dokumentacji trwa do chwili obecnej. Nieprawidłowości, fałszerstw, kłamstw nie da się zatuszować, odkładając po prostu dokumenty do archiwum i zamykając kolejny rok szkolny. Najwyraźniej kontrole nie były po to, aby coś zmienić w zielonogórskiej PSM, lecz po to aby ułatwić całkowite zniszczenie mnie.
Pod groźbą utraty pracy w dalszym ciągu zmuszana jestem do czynności niezgodnych z prawem.
Na skutek przemocy psychicznej w miejscu pracy znacznie podupadłam na zdrowiu. Do tej pory byłam okazem zdrowia, ale od października 2011 nie byłam w stanie przetrwać dnia bez leków uspokajających. Byłam w stałym kontakcie z lekarzami, którzy szukali przyczyn tej nagłej, radykalnej zapaści. Miałam ogromne trudności z oddychaniem. Miałam niekontrolowane ataki kaszlu, które uniemożliwiały normalne funkcjonowanie i porozumiewanie się z otoczeniem. Szczegółowe badania kardiologiczne i laryngologiczne dowiodły, że przyczyną dolegliwości jest wyczerpanie nerwowe. Ponieważ znęcanie się nade mną i zastraszanie trwało, mimo że informowałam o tym kolejnych wizytatorów CEA, dyrektora CEA i MKiDN, a leki uspokajające już nie wystarczały, lekarz rodzinny poradził mi, abym pomocy szukała u psychiatry. Pomoc najlepszego jakoby specjalisty w województwie ograniczyła się do cynicznego stwierdzenia, że „tak to jest, jak się zadrze z władzą” i zapisania leków psychotropowych, które bardzo szybko uzależniają. Nigdy nie zapomnę tego okresu, kiedy codziennie rano wstawałam ze łzami w oczach i marzyłam tylko o tym, aby to bestialstwo się wreszcie skończyło. Wytrzymałam dzięki wsparciu moich najbliższych. Gdybym była osobą samotną, z pewnością nie pisałabym tego pisma.
Co Pan na to, Panie Premierze? W czyim imieniu i na czyj rozkaz rozpoczęto obławę na Małgorzatę Głuchowską? Proszę o wyczerpującą odpowiedź.
Moje doświadczenia, poparte dowodami i obszerną dokumentacją upoważniają mnie do sformułowania następującego twierdzenia: Wysiłek aparatu władzy różnych szczebli skupia się na wykazywaniu, że człowiek prześladowany nie ma racji, że rację mają prześladowcy. Zatwierdza i tuszuje wszelkie nieprawości dokonane na szczeblu niższym. Tu każdy trybik jest na swoim miejscu. Prześladowany jest traktowany jak wyjęty spod prawa. Aparat prześladowczy działający pod przykrywką aparatu państwowego prowadzi obławę na obywatela, który ośmielił się skorzystać z przysługujących mu praw.
Zupełnie inaczej ten sam aparat działa, kiedy trzeba przestrzegać prawa, Konstytucji RP i ustaw stanowionych przez Sejm. Staje się on wówczas skrajnie nieudolny. Najwyraźniej to nie ustawy i nie Konstytucja są osią, wokół której zorganizowana jest działalność wspomnianego aparatu.
Mój przypadek jest reprezentatywny dla szerszego zjawiska, jakim jest planowa eksterminacja polskich elit. Proces ten polega (1) na systematycznym blokowaniu rozwoju jednostek ambitnych, uzdolnionych i zaangażowanych społecznie, (2) na kradzieży własności intelektualnej, (3) na dążeniu metodami prowokacji, oszczerstw, pomówień do zniszczenia odporności psychicznej osób zaatakowanych, (4) na likwidowaniu wszelkimi sposobami posiadanego przez nie kapitału społecznego. Działania te przeprowadzane są według starannie przemyślanego schematu
.
Widać wyraźnie, że ten specyficzny know-how w zakresie likwidacji jednostki został wypracowany w czasach dyktatury komunistycznej. Schemat działania i zastosowane metody są tożsame z metodami ówcześnie stosowanymi. Na przykład w Niemieckiej Republice Demokratycznej tamtejsze Stasi realizowało starannie zaplanowany i przemyślany program likwidacji jednostek ludzkich pod nazwą Die Zersetzung. W PRL stosowano podobne metody. Stanisław Cat-Mackiewicz opisał w swojej książce “Myśl w obcęgach” proces likwidacji liszeńców w Sowieckiej Rosji. Jego opis oddaje istotę zjawiska, z którym mamy do czynienia także i dziś w Polsce.
Cel jest nadal ten sam. Zlikwidować każdego, kto odważy się sprzeciwić łamaniu najbardziej elementarnych praw konstytucyjnych i zasad przyzwoitości.
Chętnie stawię się przed odpowiednimi komisjami sejmowymi, aby opowiedzieć o mojej walce o prawdę i poszanowanie godności nauczyciela, a oprócz tego zwyczajnej kobiety, żony i matki. Warte są szczegółowego przedstawienia metody, które z radosnej, pełnej życia, wiecznie uśmiechniętej kobiety zrobiły w przeciągu kilku miesięcy niemal wrak człowieka. Mam do powiedzenia bardzo dużo.
Mam nadzieję, że ani Pan ani Sejm nie uchylicie się przed problemem, który przedstawiam.
Moje dobre imię i moja reputacja są najcenniejszymi rzeczami, jakie posiadam i nalegam na wyjaśnienie całej tej haniebnej prowokacji. Należy to zrobić również w interesie całego państwa, ponieważ mój przypadek nie jest odosobniony.
Oczekuję od Pana, Panie Premierze odpowiedzi na moje pismo. Przez blisko rok moich zmagań o godność i prawdę nikt z MKiDN nie wykazał najmniejszej inicjatywy do bezpośredniego kontaktu ze mną. Minister Zdrojewski milczy. Odpowiedzią na pisma do Premiera są powiadomienia o przekazaniu pisma „zgodnie z właściwością […] z prośbą o jego rozpatrzenie i udzielenie piszącej odpowiedzi”. Panie Premierze, drogę niższych instancji już przeszłam. Już bardzo dobrze wiem, jak nie-funkcjonuje państwo polskie. Piszę do Pana nie po to przecież, aby przekazał Pan moje pismo innego urzędowi. Pisma adresowane do Premiera RP są pismami adresowanymi do Premiera RP, a nie do urzędników w jednym z ministerstw. Nie absorbowałabym urzędu Premiera, gdyby aparat państwowy zajmował się tym, do czego jest powołany. Ponieważ jednak znęcano się nade mną, a aparat państwa to aprobował, łącznie z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, moje pisma kierowane do Premiera nie powinny być przekazywane z powrotem do MKiDN. Adresatem mojego pisma jest Pan, Panie Premierze. Mam nadzieję, że nie będzie się Pan uchylał od odpowiedzi.
Z wyrazami szacunku,
Małgorzata Głuchowska
nauczyciel fortepianu w PSM I i II stopnia w Zielonej Górze