Małgorzata Głuchowska, list do Anne Applebaum, Washington Post, 22 Maja 2013

List został wysłany 22 maja 2013 na adres Anne Applebaum w redakcji Washington Post. W tym czasie jej mąż Radosław (Radek) Sikorski był ministrem spraw zagranicznych. List pozostał bez odpowiedzi.

List w wersji angielskiej jest dostępny w portalu Researchgate: Letter to the Washington Post 22 May 2013.

Małgorzata Głuchowska, list do Anne Applebaum, Washington Post, 22 maja 2013
Małgorzata Głuchowska, list do Anne Applebaum, Washington Post, 22 maja 2013

Prawdy o Polsce nie mówią ani historycy, ani socjolodzy, ani politolodzy, ani dziennikarze. Nawet sami Polacy nie mają odwagi spojrzeć prawdzie w oczy. Nie mają odwagi przyznać, że padli ofiarą gigantycznego oszustwa. Na każdym kroku jesteśmy zalewani potokiem kłamstw. Rzeczywistość jest fałszowana we wszystkich możliwych obszarach. To, czego świat dowiaduje się o Polsce jest nieprawdą.

[…]

Komuniści latami usilnie pracowali nad udoskonaleniem metod zabijania. Od mordowania ciała przeszli do mordowania duszy. […]

W obronie mojej godności i honoru zmuszona byłam do ujawnienia mechanizmów działania zorganizowanej grupy przestępczej, której zadaniem było zniszczenie mnie i zatarcie śladów mojego istnienia. Do chwili obecnej nikt z osób odpowiedzialnych za ten stan rzeczy nie wykazał chęci rozmowy ze mną. Cóż, na normalne rozmowy można liczyć w normalnym państwie. A Polska nie jest normalnym państwem. Tu trwa nieustanny stan wojenny. Likwidatorzy poświęcili ogromną ilość energii i czasu na niekończący się łańcuch prowokacji. Ostatnio grupa likwidacyjna przycichła. Oczywiście represje wobec mojej osoby trwają nadal, chociaż są mniej jawne.

Trudno sobie wyobrazić męczarnie przeżywane przez człowieka przeznaczonego do likwidacji. Nie mogłam jeść, nie mogłam spać, miałam kłopoty z oddychaniem, bolał mnie brzuch. Całe ciało było obolałe. Ataki kaszlu uniemożliwiały normalne porozumiewanie się z otoczeniem. Brałam ogromne ilości leków uspokajających i psychotropowych. Dni, tygodnie, miesiące mijały w poczuciu całkowitej izolacji i osamotnienia. Znikąd pomocy. Tu w środku Europy mordowano na oczach tłumu duszę człowieka. Mordowano człowieka, bo mord duszy jest mordem człowieka. To jest zbrodnia, choć z niezrozumiałych względów ludzkość nie chce tego dostrzec. Jeśli zła nie nazwano po imieniu, to można udawać, że go nie ma? Cóż za zadziwiająca nierówność w traktowaniu duszy i ciała.

Tortury psychologiczne zadawano mi metodycznie, dzień po dniu, w sposób przemyślany i zaplanowany. Przez długi czas. Stawiano w sytuacjach praktycznie bez wyjścia. Nakazywano, abym składała publiczne podziękowania oprawcom. Nakłaniano do działań niezgodnych z prawem. Wielokrotnie zmuszano do wyjaśniania spraw, które wyjaśniłam już wcześniej. Dręczono zarzutami, że nie zrobiłam czegoś, mimo że de facto nie pozwolono mi tego zrobić. Oczerniano, pomawiano o kradzież, poniżano w oczach pracowników szkoły, uczniów, ich rodziców i całego środowiska artystycznego. Prześladowania trwały także poza pracą. Nękano mnie i zastraszano telefonami, mailami, listami i wiadomościami SMS. Próbowano odrzeć mnie z honoru, godności i człowieczeństwa. Działania te przypominały gwałt zbiorowy z tą różnicą, że był to gwałt nie na ciele, lecz na mojej duszy. Ślady w psychice pozostały na zawsze. Tego po prostu nie da się zapomnieć.

Maltretowana niemal codziennie rozpaczliwie szukałam pomocy, zawiadamiając osoby i instytucje, które rzekomo powołano w celu przestrzegania prawa, dbania o poszanowanie godności i bezpieczeństwa obywateli. Okazuje się, że w Polsce instytucje takie nie wykonują swoich zadań. Działają one przeciwko ofierze na rzecz oprawców. Całe rzesze funkcjonariuszy pracują nad powolną egzekucją ofiary. Są wśród nich przedstawiciele władz, ministerstw, prokuratury, związków zawodowych, prawnicy i lekarze.

Oprawcy postępują według gotowych scenariuszy, dobrze wyćwiczonych schematów. Podstawowym narzędziem są różnego rodzaju prowokacje i dążenie do zniszczenia psychiki ofiary. Zastawiane są pułapki, w które ma wpaść zaatakowany. Atak prowadzony jest zwykle z kilku stron jednocześnie. Wśród oprawców jest koleżanka ze szkolnej ławy, przyjaciółka z rodzinnego miasta, ludzie których znam od lat oraz ludzie całkowicie mi obcy. Na twarzach bezpośrednich oprawców malowało się zadowolenie i satysfakcja tym większa, im większy odczuwałam ból. Pewni swojej bezkarności nie mieli żadnych zahamowań i skrupułów.

Podobnie zachowywali się w niedawnej przeszłości zbrodniarze nazistowscy i komunistyczni. Nie powinno to może aż tak bardzo zaskakiwać. Żyjemy przecież na zgliszczach cywilizacji. Stąpamy po polach śmierci. Są to pola śmierci nie tylko fizycznej. Przecież to tu w centrum Europy zamordowano w XX wieku prawdę, godność, przyzwoitość, zdrowy rozsądek, poszanowanie wielowiekowych zwyczajów i tradycji. Tu nadal trwa obóz koncentracyjny ludzkich sumień.

Jeśli ktoś z obserwatorów tej publicznej egzekucji dołączył do grona oprawców na przykład przez poświadczenie nieprawdy, natychmiast spotykała go nagroda. Tak było w przypadku osoby, która zajmuje obecnie stanowisko kierownika sekcji pianistycznej. Ta z pozoru łagodna i nieco zagubiona kobieta, niedawna imigrantka z Rosji, nie wahała się publicznie poświadczyć nieprawdy głoszonej przez prześladowców oraz nakłaniać mnie w pełni świadomie do działań niezgodnych z prawem. Była jedną z osób donoszących na mnie władzy zwierzchniej. Kim naprawdę jest obecna pani kierownik sekcji pianistycznej [Maria Kuna]? Dla kogo wykonała podczas jednej ze szkolnych studniówek dokładną dokumentację fotograficzną, w której ważnymi postaciami jesteśmy ja i mój mąż, nie pytając przy tym o naszą zgodę? Pani kierownik jest tak zafascynowana Rosją, że potrafi opracowywać dzieła klasyków wiedeńskich, a nawet Chopina na podstawie zafałszowanych rosyjskich i radzieckich wydań, które w cywilizowanym świecie uznawane są za niedopuszczalne. Nasuwają się przy tym oczywiste pytania: dlaczego w polskim szkolnictwie artystycznym zatrudnionych jest tak wielu Rosjan, mimo, że kreatywni i zdolni Polacy nie mogą znaleźć pracy? Dlaczego polskimi szkołami i ogniskami artystycznymi kieruje nierzadko kadra rosyjska?

Joseph Haydn, Sowieckie/rosyjskie wydania kompozytorów muzyki klasycznej w użyciu w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Zielonej Górze
Soviet/Russian editions of classic masters in use at the State School of Music in Zielona Góra, Poland

Joseph Haydn, Sonata

 

 

Za lojalność, fałszerstwa oraz czynny udział w procesie likwidacji człowieka nagrodą są awans zawodowy i gratyfikacje finansowe, nadzwyczajne przywileje oraz absolutna bezkarność.

Przez długi czas zadawałam sobie pytanie, jak to możliwe?

Moi rodzice wychowali mnie w poszanowaniu wartości, na których od stuleci opierała się świadomość ludzi mających poczucie odpowiedzialności za Polskę i świat wokół nas. Przecież żyję w rzekomo cywilizowanym kraju chrześcijańskim w środku Europy, w kraju Jana Pawła II. Oprawców widuję czasem na mszy w kościele. Jedna z prześladowczyń kierowała chórem kościelnym.

A jednak brutalnie i bezwzględnie atakowani są ludzie mający godność i honor. Godność i honor to pojęcia uniwersalne, ogólnoludzkie. Poszanowanie godności człowieka jest podstawą każdego normalnego systemu prawnego i obyczajowego. Pojęcie to zapisane jest w Konstytucji polskiej i w Karcie Praw Podstawowych Unii Europejskiej. A jednak na wielką skalę godność człowieka jest niszczona. Zupełnie tak samo, jak w czasie dyktatury komunistycznej.

Atakowanie nauczycieli reprezentujących wysoki poziom profesjonalizmu, godności, honoru, uczciwości i przyzwoitości jest oczywiście strategią głęboko przemyślaną. Jest to bowiem także likwidowanie pozytywnych wzorców tak potrzebnych młodemu pokoleniu.

Z pozoru wiele się zmieniło w ostatnich latach. Są wyższe zarobki, łatwo jest podróżować, mamy zadeklarowany pluralizm polityczny. Można stawiać coraz większe pomniki papieża Jana Pawła II i Chrystusa Króla.

Podobno jest to czas najlepszy dla Polski w całym czasie jej tysiącletniej historii, jak twierdzą na przykład prezydent Bronisław Komorowski i Zbigniew Brzeziński. Tym opiniom zadaje kłam mój list do pana Prezydenta z 13 lutego 2013, na który nie otrzymałam odpowiedzi. Ciekawe, że również w czasach komunistycznych wmawiano Polakom, że żyją w czasie najlepszym w dziejach Polski. Niestety, prawda jest taka, że proces likwidacji jednostek wolnych i niezależnych nigdy nie został powstrzymany. Pod tym względem nie ma żadnej różnicy między komunizmem a reżimem dnia dzisiejszego.

Solidarność była dosyć zręcznie zaaranżowanym oszustwem.

Teraz mogę z całą pewnością stwierdzić, że demokracji w Polsce nie ma. Nie było od 1939 roku. Mamy do czynienia jedynie z dekoracjami. Tak naprawdę żyję w kraju rządzonym przez juntę, w którym mordowana jest godność i funkcja społeczna człowieka. Naturalną rzeczą jest, że często finałem działań zorganizowanych grup likwidacyjnych jest nie tylko śmierć duszy, ale również śmierć ciała ofiary. A oprawcy pozostają bezkarni.

Dzisiejsza Polska to kraj pozbawiony naturalnej aktywności społecznej. Cała sfera życia publicznego pozostaje pod kontrolą junty, która upozorowała system demokratyczny, a w rzeczywistości swobodnie niszczy każdego, kto dla niej jest człowiekiem niewygodnym. Ludzie stwarzający zagrożenie dla hegemonii junty identyfikowani są na bardzo wczesnym etapie. Ich kariery i życie są niszczone zanim naprawdę rozwiną skrzydła. Know-how komunistycznej tajnej policji nie poszedł na marne. Obława trwa. Kto podniesie głowę, zostanie uciszony lub zlikwidowany. Państwo totalitarne każe pogrążyć się swym przeciwnikom w anonimowym milczeniu, jak stwierdziła Hannah Arendt w swej książce Eichmann w Jerozolimie.

Junta w Polsce jest znacznie bardziej zaawansowanym wytworem totalitaryzmu w porównaniu na przykład do junty argentyńskiej z drugiej połowy XX wieku. W Argentynie porywano ludzi i mordowano ich po kryjomu w miejscach odosobnienia. W Polsce morduje się ludziom dusze tam, gdzie mieszkają i pracują. Dzięki temu świat zewnętrzny ma wrażenie, że nie dzieje się nic złego. To bardziej wyrafinowana technika zbrodni.

W mojej ojczyźnie, do której wracałam z tak wielką radością po licznych podróżach po Europie i Stanach Zjednoczonych panują porządki bolszewickie. W gruncie rzeczy dzisiejsza Polska to komunistyczny obóz koncentracyjny, w którym komunistyczni prześladowcy włożyli mundury demokratyczne. Niejeden politolog zapewne zadał sobie pytanie, jak to możliwe, by reżim totalitarny tak łatwo i prosto się wycofał na przełomie lat 1980 i 1990. Czy naprawdę dyktatura tak po prostu wstała zza biurka, otworzyła bramy obozu koncentracyjnego Polska i poszła do domu? A następnego dnia jej funkcjonariusze stali się gorliwymi katolikami i demokratami? Czyżby dokonało się cudowne nawrócenie? Po wymordowaniu i wypędzeniu milionów ludzi? Po dziesiątkach lat coraz bardziej perfekcyjnego okrucieństwa?

Nieprawda. Komunizm nigdy nie upadł. Został przekształcony, unowocześniony i dostosowany do nowych czasów. Zdjęto szyld komunizmu. Ale dyktatura pozostała. Pod wieloma względami poczyna sobie śmielej niż przed rokiem 1990.

Wkrótce odwiedzę grób babci. Jest daleko, na drugim krańcu Polski. Jak zwykle uporządkuję go i pomodlę się. Powiem Jej także, że zło rozpętane przez nazistów i komunistów wciąż trwa. A w dziedzinie znęcania się nad człowiekiem dokonano ogromnego postępu.

Małgorzata Głuchowska

English version