Obywatelstwo De Jure i Obywatelstwo De Facto 8 Lipca 2014

LS Borkowski
Komunikat 14, Polska, 8 lipca 2014

Obywatelstwo De Jure i Obywatelstwo De Facto

4 lipca 2014 brytyjski profesor historii Norman Davies otrzymał obywatelstwo polskie z rąk prezydenta Komorowskiego, który również jest historykiem z wykształcenia. Uroczystość była transmitowana na żywo przez ogólnopolskie stacje telewizyjne. Zatem z punktu widzenia władz była to bardzo ważne wydarzenie, którego rangę chciały one jak najbardziej podkreślić. Podobnie propagandowy charakter miało nadanie przez prezydenta Putina obywatelstwa rosyjskiego aktorowi francuskiemu Gerardowi Depardieu w 2013 roku.

Norman Davies został przedstawiony jako człowiek zasłużony, o dużym dorobku zawodowym, opowiadający światu polską historię.

Jeśli obywatelstwo profesora Daviesa jest tak szczególnie cenne, to można domniemywać, co zresztą między wierszami sugerował Bronisław Komorowski, że istnieje obywatelstwo mniej wartościowe, gorsze. Są też tacy Polacy, którym dzisiejsza junta obywatelstwa odmawia lub nie pomaga w jego uzyskaniu i w powrocie z wygnania. Czerwony dywan dla Daviesa i zatrzaśnięte drzwi dla Polaków, którzy Polsce byli zawsze wierni, bronili swojej kultury i tożsamości, za co byli mordowani i więzieni w obozach koncentracyjnych, wywożeni na Syberię, do Kazachstanu, na północ Rosji.

Wartościowanie obywatelstwa na lepsze i gorsze, zawarte implicite w charakterze uroczystości i w przemówieniu Komorowskiego, świadczy o tym, że Komorowski nie jest prezydentem państwa, a jedynie członkiem władz obozowych. To właśnie w obozach różnicowano życie ludzkie pod względem wartości. Życie jednych było warte więcej, innych mniej. Jedni byli spychani na dno ludzkiej egzystencji i likwidowani natychmiast, inni trochę później.

W komunistycznym Obozie Polska moja rodzina była śledzona i represjonowana przez tajne służby, w tym prawdopodobnie przez kontrwywiad wojskowy. Ale tej prawdy nie znajdziecie w sfałszowanej narracji pisanej przez postkomunistyczną juntę. Moi dziadkowie, moi rodzice, moi wujkowie i moja ciocia byli więźniami komunistycznych obozów koncentracyjnych. Byli torturowani fizycznie i psychicznie.

Polakom zamieszkałym na obszarze wschodniej Polski, okupowanej przez Związek Radziecki, odbierano polskie obywatelstwo. Moi dziadkowie po wyjściu z sowieckich obozów koncentracyjnych byli nadal prześladowani. Mieszkali w tym samym domu, co wcześniej. Ale komuniści zabrali im gospodarstwo. Rozebrali nawet ich stodołę i przenieśli do kołchozu kilka kilometrów dalej. Nigdy nie doprowadzili elektryczności do domu dziadków, którzy do końca życia byli zmuszeni używać lampy naftowej. W tym samym czasie sowiecka propaganda chwaliła się swoimi lotami w kosmos i osiągnięciami nauki i przemysłu.

Podobnie i dzisiaj znęcaniu się nad człowiekiem towarzyszy propaganda postępu Obozu Polska.

Pochodzenie i swoje miejsce urodzenia, na które się Komorowski powoływał, nic nie znaczy. Jest pustosłowiem mającym zamaskować fakt kontynuacji polityki junty komunistycznej. Nie ma przy tym znaczenia, że do oficjalnej propagandy dołączono elementy nieobecne wcześniej w propagandzie komunistycznej: dekoracje kościelne i wspomnienie o pochodzeniu z terenów wschodnich przedwojennej Polski. To tylko kamuflaż. Liczy się przynależność do junty i realizacja jej celów.

W 1987 opuszczałem komunistyczny Obóz Polska pociągiem z Warszawy do Paryża, zamierzając tam kupić bilet lotniczy do USA, gdzie zostałem przyjęty na studia doktoranckie na jednym z uniwersytetów. Na granicy celnicy kontrolujący pasażerów pociągu kazali mi wysiąść i poprowadzili na rewizję osobistą. Kazali rozebrać się do naga. Dokonali drobiazgowego przeszukania mojego ubrania i bagażu. Zabrali 900 dolarów amerykańskich. Kazali mocno się nachylić i starannie obejrzeli moją odbytnicę. Nie wiem, czego tam szukali. Następnie musiałem zaczekać. Prawdopodobnie funkcjonariusze czekali na instrukcje z warszawskiej centrali. W końcu pozwolono mi kontynuować podróż bez pieniędzy.

Upokorzenie rozebraniem do naga i poniżenie z tym związane zostało powtórzone w innej formie, kiedy powracałem do Polski po uzyskaniu w 1995 doktoratu z fizyki na University of Florida w Gainesville w USA. Okazało się wówczas, że nie jestem obywatelem de facto. W 1995 zorganizowano w Polsce polsko-amerykańską konferencję naukową z nadprzewodnictwa, na którą zaproszono naukowców z USA. Wysłałem swoje zgłoszenie jeszcze z USA. Organizatorzy nie przysłali żadnej odpowiedzi. Kiedy poprosiłem o informacje, otrzymałem jedynie ogólnikową odpowiedź odmowną. Odmówiono mi, nie podając żadnego uzasadnienia. Był to czytelny komunikat: “Lech Borkowski jest obywatelem i naukowcem de jure, ale my, junta, nie uznajemy jego obywatelstwa i pracy naukowej de facto“. Wtedy była to dla mnie decyzja zupełnie niezrozumiała i nie znałem jej prawdziwej przyczyny.

Podobne sytuacje powtarzały się potem wielokrotnie. Urządzano mniejsze i większe prowokacje przeciwko mnie i mojej rodzinie. Wymagało to zaangażowania dziesiątek osób i drobiazgowej koordynacji ich poczynań. Fałszowano dokumenty. Organizowano przeciwko mnie prowokacje podczas mojego przewodu habilitacyjnego, ukrywano przede mną informacje o istotnym znaczeniu, przewlekano postępowanie, próbowano zastraszać, a opinie recenzentów w specyficzny sposób fałszowały rzeczywistość. Innym razem bezpodstawnie zaatakowano mnie podczas posiedzenia Rady Wydziału w obecności rektora i jego zastępców. Była to oczywiście prowokacja.

Kiedy podczas posiedzenia Rady Wydziału Fizyki negatywnie oceniłem decyzję komisji, która zdecydowała nie zgłaszać mojego osiągnięcia do nagrody rektora UAM i uzasadniłem to merytorycznie, usłyszałem natychmiast pogróżki o wyrzuceniu mnie z pracy. Eliminowano mnie z prowadzenia zajęć dydaktycznych z fizyki, negując tym samym moje kwalifikacje zawodowe. Najwyraźniej uznano po cichu, że mam kwalifikacje de jure, ale jako więzień obozu nie mam ich de facto. Przekazywano zniekształcone informacje lub je przede mną ukrywano. Odmawiano dostępu do dokumentów.

Kluczem do zrozumienia tej sytuacji jest dokonana po cichu zmiana definicji słowa “Polska”. Kiedyś oznaczało ono państwo polskie, organizm polityczny i ludzi zamieszkałych w jego granicach. Dziś junta określa tym mianem stworzony przez siebie obóz, w którym obywatelstwo ma dwa znaczenia: de jure i de facto. Ponieważ obóz koncentracyjny funkcjonuje poza prawem, a liczy się w nim tylko decyzja obozowych dozorców, obywatelstwo de jure jest pojęciem mało ważnym i określa przede wszystkim przynależność do określonego obozu. Istotne jest natomiast obywatelstwo de facto, które obozowa junta dozorców nadała oczywiście sobie i osobom przez siebie wybranym. Pozostali, którzy są posiadaczami obywatelstwa de jure, ale nie de facto, są więźniami obozu. Niewolnikami junty. Niewolnikami de facto. Jako niewolnicy są wykluczeni z życia społecznego i narracji publicznej.

W bolszewickiej Rosji liszeńcy, czyli ludzie przeznaczeni do likwidacji, nie mieli żadnych praw. Byli poza prawem. Jak pisał Stanisław Mackiewicz w “Myśli w Obcęgach” (1929),

Wreszcie nie można, co prawda, zabić liszeńca dla przyjemności na ulicy, lecz można go pozwać przed sąd, a ponieważ sąd sądzi nie według suchej normy prawa, lecz według dynamiki rewolucyjnej, to w prawie każdym sądzie prawie każdą sprawę liszeniec przegra dlatego tylko, że jest liszeńcem.

W Niemczech nazistowskich Żydzi zostali pozbawienia obywatelstwa i de jure i de facto. W dzisiejszej Polsce dbałość o pozory jest większa – prześladowcy nie chcą zostawiać śladów materialnych – ale podział na uprzywilejowanych i przeznaczonych do likwidacji jest rzeczą oczywistą.

Polska dzisiaj jest więc obozem śmierci społecznej. Dwudziestowieczne nazistowskie i komunistyczne obozy były ukierunkowane na zadawanie cierpień fizycznych i śmierci fizycznej. Dzisiejszy obóz jest ukierunkowany w pierwszym rzędzie na odebranie więźniom kontroli nad ich własnym życiem i biegiem wydarzeń oraz poddanie ich procedurze przeżyć traumatycznych, co ma doprowadzić do zniszczenia ich psychiki, a także ich roli i funkcji społecznej.

Dokument pod nazwą Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z 1997 roku jest dokumentem de jure, ale nie de facto. Konstytucja jest de facto dekoracją, elementem scenografii obozu. Nie wyznacza reguł postępowania. Strażnicy obozu się do niej nie stosują.

Zrozumienie tego stanu rzeczy wyjaśnia zagadkę upadku dyktatur komunistycznych. Jak to się stało, że te reżimy totalitarne tak łatwo poddały się na przełomie lat 1980 i 1990? Zmiany te były jedynie przebudową obozu, czyli pierestrojką, jak określił to Gorbaczow, przywódca Związku Radzieckiego. Rekonstrukcja się powiodła, a reguły obozowe pozostały bez zmian.

Specjalne wyróżnienie Normana Daviesa w propagandowej ceremonii i traktowanie go z najwyższymi honorami mają swój odpowiednik po przeciwnej osi uprzywilejowania, po stronie skrajnej dyskryminacji i pogardy, z jaką traktowany jest dr hab. Lech S. Borkowski.

Komunikat władz obozowych jest jednoznaczny. Zniszczyć Borkowskiego i jego rodzinę. Doprowadzić do śmierci społecznej i mentalnej.

Lech S. Borkowski

English version

Blogi: Decoding, Klient Nasz Pan